Wydanie: PRESS 02/2011
Detronizacja śledczych
Kiedy późnym latem 1972 roku w redakcji „The Washington Post” pojawiło się wielkie pudło pełne dokumentów, uśmiechnięty Bob Woodward miał wykrzyknąć tylko jedno słowo: „docugasm!”. Wszyscy dopuszczeni do sprawy dziennikarze stali nad stertą papierów i rozkoszowali się widokiem, który dla ich gazety miał wkrótce oznaczać olbrzymi sukces – ujawnienie afery Watergate.
Prawie 40 lat później w redakcjach „The New York Times”, „The Guardian”, „Der Spiegel”, „El País” i „Le Monde” dziennikarze już tak nie krzyczeli i wcale nie z tego powodu, że nie było żadnego pudła ani sterty papierów, a jedynie specjalna zaszyfrowana strona internetowa, na której umieszczone zostały setki tysięcy zeskanowanych dokumentów. Ich ujawnienie, tym razem nazwane aferą Cablegate, przyniosło znów wielki rozgłos, jednak nie redakcjom, lecz portalowi WikiLeaks – dostarczycielowi dokumentów. WikiLeaks bowiem sprawił, że dziennikarze spadli do roli tuby. Oczywiście jeśli w ogóle chciało się im nad dokumentami od WikiLeaks pochylić.
Więcej w lutowym numerze "Press" - kup teraz e-wydanie
Aby przeczytać cały artykuł:
Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter